Czy chemioterapia to zbrodniczy proceder uprawiany dla zysków i planów depopulacji?
Przyznaję, że czasami oficjalne media potrafią mnie zaskoczyć. Zwykle jest to zaskoczenie konstatacją jak nisko upadło dziennikarstwo w dzisiejszych czasach. Jednak od wielkiego dzwonu, zdarza się zaskoczenie pozytywne. Tak było w ten wtorek, kiedy przy końcu papierowego wydania Rzeczpospolitej znalazłem artykuł omawiający kwestie leczenia raka chemioterapią.
Osobiście jestem zwolennikiem alternatywnego podejścia do leczenia raka. Przecież już chłodnym okiem patrząc na tą „chorobę”, można dostrzec w niej mocne nurty samounicestwienia organizmu. Czyli wniosek stąd prosty, że rak, to nie jest coś jak zewnętrzna infekcja, która skorzystała na osłabieniu organizmu, ale autodestrukcja organizmu (traktowanego jako połączenie funkcji biologicznych i psychicznych)– tego cudownie zsynchronizowanego mechanizmu, który odmawia funkcjonowania w tych warunkach. „Te warunki” to najczęściej objadanie się ponad miarę szkodliwym dla ciała pożywieniem, to negatywne emocje (osamotnienie, złość, lęk), to złe nawyki fizyczne (brak ruchu na świeżym powietrzu, ekspozycja na szkodliwe promieniowanie, itp.). Dowodem na takie podejście do raka, jest kilka alternatywnych metod lecenia, które skutecznie (podobno) leczą ludzi z tego schorzenia, skupiając się na wyprostowaniu diety i emocji (wcześniej jeszcze prowadzą intensywne leczenie prostymi środkami i przeprowadzają intensywne czyszczenie organizmu). Na drugim biegunie stoi oficjalna medycyna, która w raku dopatruje się dopustu bożego w postaci spontanicznych zaburzeń cyklu życia pojedynczej komórki ludzkiego ciała – bez związku z całą resztą. Chemioterapia (CT), stojąca na pierwszym miejscu wśród metod „leczenia” zwyczajnie i po chamsku ma wytruć komórki rakowe, przy okazji czyniąc ogromne spustoszenie w ciele chorego. Jest wiele głosów w internecie, które wskazują na wybitnie szkodliwe działanie chemioterapii na życie człowieka. Generalnie mówią o tym, że CT zabija komórki rakowe, czasami nawet te w postaci łagodnej, bez przerzutów i w to miejsce stwarza warunki do powstania w niedługiej perspektywie znacznie bardzie złośliwe jego wersje. To dlatego przeżywalność chorych poddanych CT w perspektywie 5 lat po zastosowaniu takiego „leczenia” wynosi około 3%. Ponieważ jest to bardzo droga metoda „leczenia” (najniższy koszt jednostkowej terapii wynosi około 12000 zł a może też przekroczyć 200000zł) i w ciągu tych 5 lat trafia się kilka prób wyzdrowienia, producenci wlewów chemioterapii notują zyski rzędy 1 bln dolarów na rok (tylko w samych USA). Wielkość zysków wskazuje na ogromną presję jaka może być wywierana na wszystkich, którzy negują sens prowadzenia CT.
Mniej więcej taką wymowę ma artykuł opublikowany w Rzeczpospolitej. Czy świadczy to o zmianie podejścia do oficjalnej medycyny? Z drugiej strony, jeżeli tezy artykułu okazałyby się prawdą, tzn można by to oficjalnie potwierdzić, wówczas sprawa kwalifikowałaby się do jakiegoś międzynarodowego trybunału wzorem z Norymbergi. Jednak w tym przypadku ława oskarżonych musiałaby być dłuższa, bo oprócz szefostwa firm farmaceutycznych, należałoby oskarżyć również rządy wszystkich krajów, które wdrożyły procedury leczenia raka za pomocą CT.
http://www.rp.pl/Medycyna-i-zdrowie/308089914-Firmy-farmaceutyczne-zarabiaja-miliardy-na-leczeniu-nowotworow.html#ap-2
Krukowisko
Wolnomyśliciel, jak kot chadzający najchętniej własnymi ścieżkami po lesie myśli ludzkiej.